prezent od mojego mężusia

pomożmy Ani

wtorek, 1 września 2009

"maly" problem

Witajcie!!
Dziekuje Wam bardzo za mile slowa na temat mojego nowego projektu i wyjazdu.
Z wyjazdu na razie nic nie wyszlo.
Bylismy juz w drodze ponad polowa drogi byla za nami gdy zepsul sie nam samochod.Nie mamy pojecia co to moglo byc ale najprawdopodobniej sie przegrzal i nie dalo sie nim ruszyc ,wiec stalismy na autostradzie gdzie czekalismy na pomoc.
Gdy ta przyjechala okazalo sie ,ze musimy zaplacic ponad 500 funtow za przewoz do domu i w dodatku musielismy dalej czekac na kolejne auto,poniewaz to auto holownicze nie bylo przystosowane do przewozenia malego dziecka ,chociaz dzwoniac podalismy ,ze jest z nami male dziecko.
W miedzy czasie dzwonilismy do kuzyna meza ,spytac co robic i On zaoferowal sie nas przyholowac do domu.
W czasie czekania byly nerwy ,lzy i zalamanie ,poniewaz mielismy spedzic mily urlop ,tak na niego czekalismy ale byly tez i takie mysli ,ze jednak nie jest tak zle i ,ze Bog ma nad nami opieke ,bo przeciez moglo byc gorzej ,moglismy miec wypadek i ...
wiem ,ze Pan nas chroni i prowadzi wiec Jemu oddajemy kazda sprawe, auto jest w naprawie ,za kilka godzin powinnismy wiedziec co dalej.
Jestesmy bezpieczni w domu i czekamy na jakies wiesci:))
dziekuje ,ze jestescie i ze odwiedzacie ,to bardzo duzo dla mnie znaczy
wracam do wyszywania ,to mnie troszke uspokaja i daje zapomnienie.
Najgorszy moment ,byl gdy czekalismy w pelnym sloncu a obok nas przejezdzlo mnostwo samochodow z mega predkoscia.
Potem zostalismy przewiezieni na najblizszy serwis i tam juz w cieniu czekalismy pare godzin na przyjazd kuzyna a potem kilka godzin jazdy do domu.
Spalismy w domu a to najwazniejsze.
Pozdrawiam

11 komentarzy:

  1. O matko! Współczuję Ci bardzo. Kiedyś będziesz to tylko wspominać, ale rozumiem, że teraz jesteś mocno rozczarowana.
    Głowa do góry, wyszywaj i odpoczywaj w domu :-) Samochód naprawią i pojedziesz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że jednak uda Wam się pojechać... pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj! Współczuję! Zwłaszcza tego postoju z małym dzieckiem w pełnym słońcu!

    OdpowiedzUsuń
  4. O rany no to mieliście przygode nie do pozozdroszczenia. najwazniejsze że udało się bezpiecznie wrócić do domu. Trzymam kciuki aby udało się Wam jednak wyjechać. Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedactwa.... szkoda, że urlop się nie udał :(
    Z drugiej strony dobrze, że bezpiecznie wróciliście do domu i nic Wam się nie stało. Na pewno następny wyjazd się da :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale pech(mieliście tak jak mówisz też w tym pechu dużo szczęścia).To czekanie na autostradzie z małym dzieckiem musiało być na pewno straszne.Mam jednak nadzieję,że szczęśliwie wyjedziecie i dotrzecie do Polski(a może zrezygnujecie z jazdy swoim samochodem?)Życzę z całego serca,aby Bóg nadal nad Wami czuwał i szczęśliwie zaprowadził do celu.Ściskam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Motyla noga. Fatalnie. Ale dobrze że spaliście w domu swoim własnym łóżku, na własnych 'śmieciach'.
    No i najważniejsze że jesteście CALI i ZDROWI. Ufff..

    OdpowiedzUsuń
  8. Trzymam kciuki żeby ten wymarzony, wyczekany wyjazd doszedł do skutku! Głowa do góry! Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszo :) Będzie OK! :)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Też mieliśmy podobną sytuację jak w tym roku jechaliśmy nad morze. W połowie drogi zepsuło się nam auto - też stanęliśmy na środku drogi. Była północ ani mechanika ani nic. W dalszą drogę ruszyliśmy dopiero o 14 :/ Też spędziliśmy mnóstwo czasu w pełnym słońcu :/ Pozdrowionka :*

    OdpowiedzUsuń
  10. bidulo..
    dobrze, że jesteś optymistką i starasz sie widzieć plusy nawet w takiej sytuacji
    całuski Ewa

    OdpowiedzUsuń
  11. ale pech jednak dobrze, że nic się Wam nie stało i, ze przetrwaliście całe, to zamieszanie, będzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń